Wloczykij-Vagabond

Miejsca znane i nieznane

Mój osobisty ranking linii lotniczych

Ehhhh… może niektórym wyda się to śmieszne albo nic niewarte. Ale dla mnie rok 2024 wiąże się z ważnym „małym jubileuszem”. Otóż „stuknęło mi” 500 lotów i przekroczyłem 700 tys. przelecianych kilometrów. Jeszcze raz napiszę – dla niektórych to może nic, ale dla mnie całkiem ważne progi. Dlatego postanowiłem przedstawić Wam mój mały, własny ranking linii lotniczych. TOP 5 w 5 kategoriach: najlepszej linii tradycyjnej, najlepszej taniej linii, najgorszej linii, najdziwniejszej linii i największego rozczarowania.

Gotowi? (przy okazji pytam także siebie, bo potrzebny pewnie będzie pancerz antyhejtowy 😜 )

moj osobisty ranking linii lotniczych

Najlepszy przewoźnik tradycyjny

1. Turkish Airlines – zdecydowanie top! Świetny serwis pokładowy, przyjemna obsługa i rozbudowana siatka połączeń (szkoda tylko, że nie w Polsce). Ilekroć z nimi leciałem, tyle razy miałem świetne doświadczenia. Jedzenie było pyszne (i serwowane nawet na tak krótkiej trasie jak z Warny do Stambułu). Fotele – wygodne, bardzo rozbudowany system rozrywki pokładowej z dużym wyborem… muzyki klasycznej w dobrych wykonaniach. Na trasach dalekich nawet w klasie ekonomicznej dostaje się kosmetyczkę.

Turkish! Tak trzymać!

turkish airlines amenity kit economy class

Na moim blogu znajdziecie relację z mojej podróży do Uzbekistanu na pokładzie tureckiego narodowego przewoźnika.

2. Thai Airways – jeśli chodzi o te linie, to przetestowałem je właściwie na wszystkich możliwych dystansach: krajowym, średniodystansowym i lotach dalekich. Przewoźnik trzyma poziom i ilekroć z nimi podróżowałem, wrażenia miałem bardzo pozytywne. Serwis nie pozostawia nic do życzenia: jedzenie jest smaczne, obfite i urozmaicone (jak na klasę ekonomiczną), ciągle – podczas rejsów międzykontynentalnych – dostępne są darmowe przekąski. Obsługa pokładowa i naziemna – tutaj bywa różnie, chociaż trudno odmówić im tajskiego dystyngowania, zawsze trzymają też najlepszy poziom kultury.

thai airways a350 oslo gardermoen airport

3. United – dla niektórych to będzie pewnie zaskoczenie. A ja powiem tak: jeśli w ramach Star Alliance mam wybór żeby kupić bilet do USA na przelot United i Lufthansą – wybieram tego pierwszego. Dlaczego? Z kilku powodów: na trasach międzykontynentalnych latają nowoczesne samoloty z wygodnymi siedzeniami i nowym, bardzo dobrym systemem rozrywki. Serwis pokładowy trzyma poziom – jedzenie jest smaczne i apetycznie podane. Nawet na trasach wewnętrznych jest nieźle – serwis obejmuje przekąski i napoje, w zależności od długości prowadzony jest raz lub dwa razy (np. na Hawaje). Pozytywny jest też luz załóg pokładowych. Tak, lubię United.

united airways lunch intercontinental

4. LATAM – to było zaskoczenie tegoroczne. Pierwsza podróż do Ameryki Południowej i od razu właśnie LATAM. Muszę przyznać, że oczarowało mnie wiele elementów: na trasie międzykontynentalnej dwa pełne posiłki i przekąska, na trasie międzynarodowej (i z Santiago do Rapa Nui) – posiłek na ciepło, na trasach krajowych – napoje i przekąski. Do tego czyste samoloty z wygodnymi fotelami, urocze załogi i ciekawy system rozrywki. I jeszcze cena biletu, przy której europejskie linie latające do południowoamerykańskich destynacji mogą się niestety schować.

latam b777

Jest jednak jeden poważny minus. To strona internetowa. Brakuje w niej wielu elementów – ciężko jest dokupić niektóre usługi, niemożliwe jest zamówienie posiłku specjalnego. Wszystko to można zrobić jedynie przez centrum telefoniczne. Te są w Europie, ale tylko w kilku krajach, dodatkowo mają numery specjalne, co wiąże się z dodatkowymi opłatami za połączenie. A o kompetencjach językowych operatorów nie wspomnę…

Mimo to, jeśli myślicie o podróży do Ameryki Południowej – sprawdźcie ofertę LATAM z Rzymu lub Madrytu. Może się opłacać, a z oferowanego produktu będziecie bardzo zadowoleni!

5. LOT – no cóż, to trochę mój patriotyzm i sympatia. Chociaż patrząc globalnie, pod względem liczby podróży – LOT zdecydowanie u mnie dominuje. I jak dotąd takich totalnych f..k-upów było stosunkowo mało, chociaż szczególnie zapadł mi w pamięć jeden: podróż z Paryża, kiedy ostatecznie do domu z Warszawy wracałem… pociągiem.

Mimo że poziom obsługi w LOT, tak jak w innych liniach przez ponad dekadę znacząco się obniżył, tak od kilku lat widać wyraźnie, że przewoźnik ustabilizował politykę i produkt. Pod względem serwisu jest lepiej niż w wielu bliźniaczych europejskich liniach. Dodatkowo na moją pozytywną ocenę wpływa niezła obsługa serwisowa poza pokładem, co szczególnie ważne było podczas i po pandemii, kiedy u innych działo się bardzo różnie. Zwrócone pieniądze za nieodbyty lot, łatwe możliwości przebookowania i szereg innych kwestii – bardzo zbudowały moje zaufanie i sympatię.

LOT inflight service

Jedna z recenzji z okresu pandemii dostępna jest tutaj – dotyczy przelotu między Warszawą a Zieloną Górą. Inna – jednej z najbardziej egzotycznych tras międzynarodowej: z Rzymu do Radomia.

Najlepsza tania linia

1. Southwest – o tak! Takich tanich linii to ja chcę w Europie. Czy tak naprawdę są najtańsi – to inna kwestia. Ale nawet jeśli nie, to zobaczcie co dostajemy w cenie: 2 (słownie: dwa) bagaże rejestrowane, serwis pokładowy (z ogromnym wyborem napojów bezalkoholowych bez limitu i przekąskami), dowolnie zajmowane miejsce w samolocie i przesympatyczne załogi kabinowe.

southwest snacks

Jedynym mankamentem jest dla mnie osobliwy system boardingu, ale i to da się przeżyć, bo jest logiczny i jednoznaczny. No i jeszcze jedna kwestia: ostatni mój lot na trasie Los Angeles – Phoenix – Salt Lake City był interesujący. Pierwszy samolot się spóźnił o ok. 20 min., przy czym na przesiadkę miałem planowo 45 min. I wiecie co? Nie tylko zdążyłem ja (w mniej niż 20 min. – bo zanim samolot dokołował do rękawa i z niego wyszedłem, to czas się jeszcze zmniejszył), to przeszły także moje obie waliki! Tak, tak! Chciałbym, że to zawsze tak dobrze działało i bilet kosztował mniej niż 100 USD!

O moich wspomnieniach z przelotu Southwestem przeczytacie w tym tekście. Opisuję moje loty między hawajskimi wyspami.

2. Wizzair – z nimi odbyłem swój pierwszy lot. Wprawdzie i poziom usług Wizzaira zmieniał się i pogarszał, to jednak to, co mnie do nich ciągle przekonuje to przewidywalność i stabilizacja oferty. Lubię, że ilekroć z nimi lecę, to wiem czego się spodziewać. Lubię też ich czyste samoloty i jasne kabiny.

wizzair gdansk airport

To, co przekonuje mnie mniej to taka specyficzna mentalność załóg na zasadzie misiowego „cukierki roznoszę”, chociaż ile razy widziałem ich profesjonalizm w akcji z trudnymi pasażerami, to jednak pewien chłód i dystans znajduje tutaj uzasadnienie. I jeszcze jeden mankament – jakby się w sprzedaży znalazły jakieś kanapki i dania wegetariańskie, to byłoby cudownie.

3. Air Asia – uroczy przewoźnik. Ciągle są też tani. No i znów – także to co w przypadku poprzednika – są stabilni i przewidywalni. Co prawda ile krajowych oddziałów, tyle drobnych osobliwości (tak jak np. na Filipinach podczas odprawy wyświetlała się informacja o zakazie spożywania własnych posiłków – więcej o tym przeczytasz tutaj), to jednak zwyczajnie ich lubię. Urocze załogi kabinowe, dobre jedzenie (zarówno to sprzedawane z wózka, jak i to, które dostaje się w cenie biletu – jeśli ten to obejmuje).

air asia outside food

4. Vueling – wiem, że niektórzy ich nienawidzą. A ja wręcz przeciwnie. Podróżowanie po Hiszpanii z nimi było zawsze przyjemne i punktualne. Mają przejrzystą politykę bagażową i biletową. I cóż – nic więcej dodać i nic ująć.

Relację z przelotu (jeszcze w pandemii) Vuelingiem na trasach krajowych możecie przeczytać w moim osobnym wpisie.

vueling na lotnisku w bilbao

5. FlyOne – w Polsce mało znane. To linia mołdawska z dużym oddziałem armeńskim. Zbliżone w swojej formule do Wizz Aira. W sumie nic nie wzbudziło moich negatywnych odczuć. Samolot, którym wykonywany był mój lot należy do ukraińskiego SkyUp.

Najgorsza linia lotnicza

1. Jetstar Australia – o tym przewoźniku można by pisać długie wypracowania. Na Facebooku są nawet społeczności liczące po kilkanaście tysięcy uczestników, którzy dzielą się swoimi opowieściami o okropnych podróżach z Jetstarem. Ja miałem bardzo słabe doświadczenia (zwłaszcza na pokładzie australijskiego oddziału). Szczególnie uważać trzeba na ukryte opłaty, bardzo skrupulatne ważenie bagaży (nie ma mowy o jakichkolwiek przekroczeniach). Obsługa – szczególnie naziemna – jest niegrzeczna i obcesowa.

Podczas mojego przelotu na pokładzie było ekstremalnie brudno, podawane przekąski i posiłki nie miały daty przydatności do spożycia. Co więcej, przewoźnik ma w Australii najniższy wskaźnik punktualności (w lipcu 2024 było to niecałe 67 proc., co dało ostatnią pozycję) i drugi pod względem odwołań (3,7 proc.). Radzę się wystrzegać jak ognia!

jetstar australia dirty toilet

2. Lufthansa – to jeden z najdłużej obserwowanych przeze mnie przewoźników. Dzisiaj – jest cieniem samego siebie, a kolejne pomysły na cięcia kosztów tylko obdzierają markę z resztek jej dawnej renomy. Źle to wygląda i jest coraz gorzej. Pamiętam, jak jeszcze kilka lat temu podczas podróży nawet na krótkich trasach dostawało się przyzwoity serwis. Dzisiaj jest marna czekoladka i woda w plastikowych buteleczkach. I te buteleczki bolą mnie najbardziej. Biorąc bowiem pod uwagę setki tysięcy pasażerów latających niemiecką linią każdego dnia, rozdawanie tej wody, które wygląda jak taki listek figowy żeby zamaskować mierność serwisu i jakkolwiek odróżnić się do Wizzaira czy Ryanaira, z ekologią ma niewiele wspólnego. Ale za to wprowadzanie „zielonych” taryf, czy krzyk, ze SAF (zrównoważone paliwo lotnicze) jest droższe i koszty trzeba będzie przerzucić na pasażerów – to już klasyczny greenwashing. Serio, zrezygnujcie już z tej wody! I tak coraz częściej ludzie latają z własnymi bidonami.

lufthansa water

Na moją pogarszającą się ocenę wpływa także ostatnia podróż międzykontynentalna. Opóźniony o blisko 3 godziny lot (no dobra, zdarza się), ale skandalem jest brak rzetelnej informacji, przestarzała kabina B747, uszkodzony fotel, brak możliwości ładowania urządzeń (co z tego że są gniazdka, jak nie działają), archaiczny system rozrywki i jedzenie… O matko! Przekąska przed lądowaniem była mikrokanapką, która wyglądała jakby ktoś ją wcześniej podeptał. Jest bardzo, bardzo źle, a przewoźnik się dziwi dlaczego spadają mu zyski…

lufthansa sandwich

3. Ryanair – absolutnie nie mam nic dobrego do powiedzenia. Wnętrza samolotów wyglądają źle. Obsługa – masakra. I do tego dochodzi paskudny PR, który oparty jest o cztery filary: a) wszystko jedno co mówią, ważne żeby nazwy nie przekręcali, b) przykre, złośliwe, a często zahaczające o hejt wpisy na mediach społecznościowych pod adresem klientów, którym coś się nie podoba, c) populizm, d) agresywni fanboje.

Opis mojej podróży podniebnym PKS-em znajdziecie tutaj.

4. Cebu Pacific – podniebny jarmark: quizy na pokładzie, przekrzykujący się pasażerowie i wyścig do wyjścia. MA-SAK-RA. I do tego częste opóźnienia. Nie polecam.

Chcesz przeczytać o mojej podróży na pokładzie Cebu Pacific – kliknij tutaj.

cebu pacific menu

5. Virgin Australia – może i przyszli mi z pomocą po zawieszeniu operacji przez REX, ale tak pomogli, że przebookowali mnie na miesiąc później. Kiedy się zorientowałem, okazało się że nie ma już tego dnia miejsc. W efekcie musiałem polecieć następnego dnia i zapłaciłem kupę kasy za połączenie z infolinią (bo tylko tak można było załatwić sprawy). Poza tym – bez szału. Bilety są stosunkowo drogie, a produkt pokładowy dość marny. No i bardzo, bardzo często są opóźnienia. Cóż… w Australii wielkiego wyboru nie ma, ale z tego wszystkiego co lata – najlepszy jest jednak Qantas.

virgin australia b737 interior

Najdziwniejszy przewoźnik lotniczy

1. Golden Myanmar Airlines

Wydaje się, że Golden Myanmar Airlines zakończyły swoją działalność. Były dwa główne gwoździe do trumny tej linii: pandemia i zamach stanu w Mjanmie. Linia działała na rynku lokalnym i obsługiwała połączenia krajowe. Ale za to jak! Całkiem na bogato, jak na trasy, które trwały (z międzylądowaniem) trochę ponad 2 godziny: na każdym odcinku z osobna dostałem lunch-boxa z niezłymi przekąskami, do tego bogaty wybór napojów. Nade wszystko zapamiętam jednak analogową odprawę, podczas której dostałem kartę pokładową z wbitymi pieczątką nr lotu, nr fotela i trasą. Urocza była ta podróż! Przeczytasz o niej tutaj.

boarding card gm airlines

2. TACV Cabo Verde Airlines

Jak napisałem 9 lat temu: TACV Airlines powinny dostać medal z kartofla za liczbę zmian w ciągu dwóch tygodni. Tak zapamiętałem te zielonoprzylądkowe linie: w ciągu mniej niż 14 dni dwukrotnie zmieniano mi plan lotu: raz jeden odcinek odwołano, dokonano przeniesienia na inny rejs innego dnia, by wkrótce znów zmienić układ i zaproponować mi przesiadkę. Co ciekawe, potem okazało się że w zasadzie coś co pierwotnie miało być rejsem bezpośrednim zostało rozbite na dwa: Lizbona – Sal i Sal – Praia. Oba rejsy obsługiwał ten sam boeing 757. Cała korespondencja odbywała się drogą mailową.

tacv airways b757 lisbon airport

Dzisiaj TACV nie istnieje już w takiej formie jak kiedyś. Zmieniła się jej struktura własnościowa, wycofano B757 i trasy krajowe (niektóre malownicze – jak np. przelot z Santiago na Fogo). Recenzję z mojego przelotu w 2015 r. znajdziecie w portalu pasazer.com.

3. STP Airlines

Przewoźnik z czarnej listy Unii Europejskiej. Korzystałem z nich na trasie z Wyspy Św. Tomasza na wyspę Książęcą. To dotąd linia wirtualna, nie posiada własnych samolotów i posiłkuje się wynajmami. W 2017 r. raz w tygodniu odbywał się rejs z São Tomé do Lizbony przy pomocy boeinga 767 Atlantic Airways, a codziennie latały saaby 340 między największymi wyspami w państwie. Te ostatnie leasingowane były wtedy od ukraińskiej AeroJet Aircompany. Obsługa była w pełni ukraińska, odprawa na lotniskach analogowa (karty pokładowe wypisywane ręcznie), lot trwał ok. pół godziny i pozbawiony był jakiegokolwiek serwisu.

stp airways principe airport

Wspomnieniem tamtej podróży jest recenzja w portalu pasazer.com.

4. Mistral Air

To była dopiero ciekawostka! Przewoźnik pojawił się w 2016 r. zupełnie niespodziewanie w Bydgoszczy i latał stamtąd chyba dwa sezony do Rzymu Fiumicino. Zostałem zaproszony do udania się w podróż na ich pokładzie. Leciało wtedy w jedną stronę mniej niż 50 osób, w drugą – zaledwie 30. Sam przelot nie był czymś nadzwyczajnym: nieskokosztowe linie, z płatnym serwisem pokładowym, jednoklasową konfiguracją pokładu…

mistral air bydgoszcz airport

Ciekawie zaczęło się robić po powrocie do Bydgoszczy. Ja doleciałem, ale moja walizka – już nie. Nieźle, prawda? Przy ok. 30 osobach na pokładzie… A jeszcze zabawniej zrobi się kiedy powiem Wam, że zguba nigdy się nie odnalazła! To już wyczyn.

Dzisiaj Mistral Air już nie istnieje. Linia od końca września 2019 r. działa wyłącznie jako przewoźnik cargo pod szyldem Poste Air Cargo. O mojej średnio udanej podróży przeczytacie tutaj.

5. Easter Jet

Ten przewoźnik trafił na listę trochę z braku laku. To południowokoreańska tania linia. Oferuje połącznia krajowe i międzynarodowe (głównie do Japonii, Chin i turystycznych destynacji w Tajlandii i Wietnamie). Nie ma w nich nic nadzwyczajnego. No może poza tym, że podczas moich podróży po Korei Południowej korzystałem z nich dwukrotnie i za każdym razem na pokładzie było mniej niż 30 pasażerów. A bilety kosztowały (ze wszystkimi dodatkami) mniej niż 50 USD. Karty pokładowe (wtedy było to dla mnie zaskoczeniem, teraz spotykam się z tym już coraz częściej) wyglądały jak paragony z kasy fiskalnej.

O moim przelocie Easter Jet przeczytasz tutaj.

easter jet boarding pass

Największe rozczarowanie

1. KLM

Lubiłem te linie i miałem z nimi wiele ciekawych relacji (głównie z okresu kiedy działałem w redakcji pasazer.com). Miałem też nie najgorsze doświadczenia z podróży: pierwszy w życiu lot międzykontynentalny do Chin, potem podróż do USA, potem świętowanie 100-lecia linii… To było miłe. Do czasu. To był schyłek pandemii, lot do Bilbao, przesiadka (ok. 70 min.) w Amsterdamie. Miała być klasa biznes. W hubie przewoźnika już wtedy jednak zaczęły się problemy, które potem opisałem i zostałem obśmiany. A już wtedy nie radzono sobie z handlingiem (KLM ma swoją własną spółkę – co wielu wtedy mnie hejtującym umknęło uwadze). I mój bagaż utknął. Najpierw w Amsterdamie, potem w Madrycie (miałem ostatecznie dolecieć na Gran Canarię). Dostarczenie walizki trwało 3 dni. A to nie był jedyny poważny mankament tej podróży. Przeczytacie o niej tutaj.

Na domiar złego już wtedy linia bardzo słabo radziła sobie z rozwiązywaniem takich problemów. Całe szczęście, że odszkodowanie przyszło stosunkowo szybko. Ale to była tylko zapowiedź tego, co zaczęło się dziać pół roku później. Wtedy wielu pasażerom przestało być do śmiechu…

klm cityhopper

2. Qatar Airways

Get qatared. To jeden ze sloganów, który często pojawia się na wielu forach. Chodzi przede wszystkim o pasażerów, którzy zakupują określoną usługę (przeważnie biznesowy Q-Suite), a następnie okazuje się, że linia podstawia samoloty jej pozbawione. Teraz trafia się to już coraz rzadziej, bo retrofit kabin jest już bardzo zaawansowany, ale wciąż można poczytać o takich przypadkach. Zresztą, to akurat częsta przypadłość Qatar Airways: problemy z flotą.

Kiedy leciałem nimi w 2016 r. airbus A380 dopiero co wszedł do ich parku maszyn. I już wtedy zaczęły się podmianki, opóźnienia itp. I padłem ofiarą takich problemów. Miałem lecieć z Paryża przez Dohę do Kuala Lumpur. Ze stolicy Francji wyleciałem z ponad 2-godzinnym opóźnieniem (najpierw twierdzono, że to powody operacyjne, potem jednak w oficjalnej korespondencji zaczęto wskazywać na powody związane z pogodą). W efekcie utraciłem przesiadkę (chociaż kiedy dobiegłem do gate’u stała w nim jeszcze obsługa). Musiałem spędzić noc na lotnisku w Dosze, z voucherem za 15 USD. Kiedy próbowałem dochodzić swoich praw – usilnie twierdzono, że to niezawinione przez nich na zasadzie: nie mamy pana płaszcza i co nam zrobisz? Francuski odpowiednik ULC był bezsilny, a Qatar nawet na ich wezwania przestał odpowiadać.

qatar airways a380 cdg

Co więcej – zniszczono mi walizkę (urwano rączkę). Także i za to nie chciano zwrócić. Tak, I’ve got qatared, nim to jeszcze było modne. Od tamtej jednej podróży – nigdy nie miałem więcej „przyjemności”. Na szczęście nie samym Qatar Airways żyje człowiek.

3. Lufthansa

Tak, Lufthansa trafiła do rankingu dwa razy. Dziwicie się? Do mojej listy żali dorzucę jeszcze bieda-biznes. To było rozczarowanie roku. Bo serio, wtedy jeszcze 5-gwiazdkowa linia w rankigu Sky Trax przegrała z nie-pięciogwiazdkowym LOT-em czy Aeganem.

lufthansa chocolate

Najgorsze jednak jest to, że nie widać jednoznacznego kierunku, w których linia chce podążać (moja znajoma stewardessa powiedziała – wprawdzie o BA, ale tutaj też pasuje jak ulał – oni nie mogą się zdecydować z kim chcą konkurować: z Emirates czy easyJet). I miotanie się: obcinamy serwis, ale pilotażowo wprowadzamy kawę i herbatę, a teraz już piwo i wino… No źle to wygląda.

4. Air New Zealand

Wielu zachwyca się Air New Zealand. Miałem zatem możliwość sprawdzenia jak to się z nimi lata. I szczerze powiedziawszy, jak dla mnie – raczej bez szału. O ile np. między Los Angeles a Auckland rejs był bardzo przyjemny, jedzenie świetne i w ogóle wszystko było na wysokim poziomie. Ale już na trasie z Auckland do Nowego Jorku (jednej z najdłuższych na świecie) – okazało się, że przewoźnik nie daje rady sprostać wyzwaniu.

16 godzin w samolocie to spory wyczyn. Tak długa trasa przekłada się na cenę, ale i oczekiwania. Dla przykładu: w rejsach ponad 13 godzin w LATAM czy United przewidziana jest dodatkowa przekąska. Air New Zealand – czegoś takiego nie ma. Dodatkowo to, co dostałem do jedzenia było zwyczajnie obrzydliwe. Wyglądało słabo (brązowa breja, źle rozmrożona muffinka z terminem przydatności do spożycia ponad rok) i słabo smakowało. Dodatkowo nawet bar przekąskowy nie był dostępny w trakcie lotu (można było co najwyżej napić się wody i zjeść małe ciasteczko).

inflight breakfast

Trudno mi sobie wyobrazić jak będą wyglądały rejsy non-stop z Auckland do Londynu, które linia chce uruchomić. Jeśli będzie to tak jak teraz – współczuję wszystkim, którzy wybiorą się w tę arcy-długą podróż.

5. EVA Air

Kolejna linia z nagrodami Sky Trax. I kolejna wtopa. Niedawno leciałem z nimi do Phnom Penh przez Taipei. Rejs z Monachium nie należał dla mnie do przyjemnych. Przede wszystkim usadzono mnie od korytarza, zaraz za dwoma kołyskami. Niestety wyboru miejsc nie mogłem z jakiegoś powodu dokonać, mimo że chciałem nawet za to zapłacić (a EVA się ceni – 55 USD za najtańszą opcję). Musiałem więc spędzić boskie 12 godzin zaraz za płaczącymi niemal przez cały czas dziećmi, co chwila szturchany przez przechodzących pasażerów lub nieostrożne stewardessy (bo rząd 22 był zaraz przy kuchni).

I do tego jedzenie. Obrzydliwość! Nie tylko, że było mało, ale jak to wyglądało: pokryte dziwnym nalotem rozmemłane kiwi, przesuszony suchy makaron posypany ścinkami czegoś, co chyba miało być bakłażanem, a wszystko podane na tacce ociekającej wodą. 5 gwiazdek? Sorki, ale chyba pięć …

💩
eva air inflight lunch

Przeczytaj także:

  • mój kalendarz lotów dostępny jest tutaj.
Please follow and like us:

Next Post

Previous Post

Leave a Reply

© 2025 Wloczykij-Vagabond

Theme by Anders Norén