Santanyí to przepiękna majorkańska miejscowość o niezwykłej przeszłości i znaczeniu dla wyspy. Kolor tego miasta idealnie współgra z otoczeniem przyrody: ciepłe piaskowe barwy stapiają się z sepią wysuszonej w słońcu roślinności. Inna jest Cala Fuguera – to kameralny nadmorski kurorcik, z malowniczym portem, który wybudowano w naturalnej, ostro wcinającej się w ląd, zatoczce.
Santanyí całe z piaskowca
Miasteczko Santanyí zamieszkuje dzisiaj niespełna 3 tys. mieszkańców. Do lat ’50 XX w. było spokojnym lokalnym centrum, które utrzymywało się głównie z rolnictwa i wydobycia pomarańczowego piaskowca. Kamień ten rozsławił zresztą miejscowość na całą wyspę i w zasadzie całe Królestwo. Założenie osady wiązane jest zresztą z jego wydobyciem. Stąd transportowano budulec potrzebny do postawienia katedry i zamku w Palmie. Ostatecznie też całe miasteczko wybudowano też właśnie z niego.
Miejscowość narażona była na ataki piratów. Dlatego w renesansie otoczono ją wianuszkiem murów. Dzisiaj pozostało z nich już bardzo niewiele. Wśród zachowanych elementów fortyfikacji jest La Porta Murada, czyli Stara Brama. Nie jest to wielka budowla obronna – ot raczej prosta, kształtna i zgrabna.
We wnętrzu bramy można znaleźć niewielki obrazek Maryi z Dzieciątkiem. Widać także doskonale kamienną konstrukcję dawnego muru.
Warto pokręcić się po ciasnych i cichych uliczkach. Znajduje się tutaj wiele pięknych kamienic z zielonymi okiennicami, które przepięknie współgrają z delikatną sepią piaskowca. Większość budynków jest pięknie odrestaurowana, ale znajdą się i takie, które popadają w ruinę.
Niektóre domy – zwłaszcza na obrzeżach miasteczka – mają przepiękne ogrody. W miesiącach letnich pełno w nich kwitnących krzewów i pnączy. Znajdziemy zatem kolorowe oleandry czy przepiękne hibiskusy. Nie brakuje także widowiskowych sukulentów. W zaledwie kilku posesjach zachowały się charakterystyczne walcowate budowle. To pozostałości wiatraków – bardzo charakterystycznego elementu krajobrazu całej Majorki. Dzisiaj wiele z nich chyli się ku upadkowi, inne można gdzieniegdzie podziwiać w pełnej krasie.
Santanyí: sacrum i profanum
Przy głównym placu (Plaça Major) stoi z kolei dostojny kościół św. Andrzeja (Eglésia de Sant Andreu). Kamień węgielny pod budowę świątyni postawił pierwszy proboszcz Santanyí – Nicolau Pons – 26 lipca 1786 r. Do dzisiaj obchodzi się tego dnia święto Festes de Sant Jaume. Sam budynek z zewnątrz nie robi może jakiegoś przytłaczającego wrażenia. Ważne jest jedna to, co znajduje się w środku. Są to niezwykłe barokowe organy, które trafiły tutaj z klasztoru Dominikanów w Palmie.
Historia instrumentu z Santanyí jest nierozerwalnie związana z dekretami ministra Juana Álvareza Mendizábala. Wydał on szereg dekretów dotyczących tzw. dezamortyzacji kościelnej. Celem reform było zakończenie tzw. wojny karlistów i utrzymanie płynności finansowej państwa. Aby tak się stało, posłużono się m.in. wyprzedaniem majątku kościelnego. Założenia zresztą osiągnięto, chociaż dopiero podczas drugiego okresu rządów Mendizábala jako ministra finansów. Organy kupiło miasto w 1836 r. Podobno były tak duże, że wymagały przebudowy wnętrza świątyni, a i tak nie zmieściły się w całości. Dzisiaj można je podziwiać podczas koncertów. Niestety nie trafiłem tam w dobrym czasie – świątynia była zamknięta.
Przy głównym miejskim placu stoi także ładny renesansowy ratusz. Jego cechą charakterystyczną jest zegar znajdujący się nad wejściem. Można zajrzeć do wnętrza. Udostępniono tam sale galeryjne, w których prezentowane są zarówno zabytkowe dzieła sztuki zebrane w urzędzie jak i czasowe wystawy prac lokalnych artystów.
Wokoło placu swoje ogródki rozstawiły restauracyjki i kawiarnie. Czas płynie tutaj leniwie i w godzinach porannych pojawiają się głównie mieszkańcy. Można w ich towarzystwie wypić kawę i zjeść majorkański specjał – czyli ensaimada. To rodzaj drożdżówki, którą przygotowuje się z cienko rozwałkowanego ciasta, na które nakłada się smalec lub – rzadziej – masło. Najbardziej znaną wersją tej chronionej prawnie regionalnej potrawy jest tzw. ensaimada cabello de angel. Nazwa ta pochodzi od charakterystycznego nadzienia, na które składa się słodka marmolada z dyni, której „anielskie włosy” ciągną się przy jedzeniu lub rozrywaniu wypieku na kawałki.
Historycy wskazują na dwa możliwe źródła tego deseru. Pierwszy pochodzi z czasów inkwizycji, kiedy hiszpańscy Żydzi mieli do wyboru albo przejść na chrześcijaństwo, albo opuścić królestwo. Ci, którzy wybrali pierwsze rozwiązanie musieli udowodnić zaangażowanie w nową wiarę i dlatego jedli smarowane wieprzowym smalcem ciasto zwane bulemas. Druga teoria upatruje spadku po najeźdźcach arabskich i ich bulemes dolces w charakterystycznym kształcie turbanu.
Cala Figuera
Cala Figuera to niewielka miejscowość oddalona o ok. 3 km od Santanyí. Można tutaj dość piechotą, po drodze mijając miejski cmentarz, który – a jakże – także utrzymany jest w sepiowych kolorach pomarańczowego piaskowca. Nekropolia jest jednak zupełnie inna niż te, które znamy z Polski. Ma charakter kameralny, nagrobki to płyty o różnych kształtach wystające z ziemi. Centralne miejsce zajmuje oczywiście kaplica. Otoczenie dopełnia zadbana zieleń i niewielka fontanna.
Portowa osada Cala Figuera pierwszy raz wzmiankowana była w 1306 r. Jednak budynki mieszkalne powstawać zaczęły dopiero od końca XIX w. Dzisiaj populacja liczy 577 mieszkańców – głównie rybaków, którzy swoje oryginalnie zachowane domy przeznaczają często na wynajem. Zresztą zachowała się piękna zabudowa portu z charakterystycznymi „garażami” dla łódek, z których bezpośrednio schodzi się do wody.
Ładnie wygląda kapitanat stylizowany nieco na renesansowy dom z podcieniami. Brak tutaj z kolei typowych kurortów i hoteli. Okolica bowiem nie sprzyja plażowaniu – zatoczka otoczona jest klifowymi brzegami, które choć tworzą piękne widoki, nie ułatwiają pobytu turystom.
Miejscowość słynna jest za to wśród miłośników jachtów i sportów wodnych. Cumuje tutaj wiele eleganckich łódek, których właścicielami są zarówno bogaci mieszkańcy wyspy, jak również napływowi Niemcy i Francuzi. Pozostały jednak także i rybackie łajby. Codziennie rano można ponoć nabyć świeże ryby. W późniejszych godzinach pozostałością po połowach są piętrzące się w wielu miejscach sieci.
Przeczytaj także: