Pociąg TLK „Bory Tucholskie” już zdążył przejść do legendy polskich torów. Jest wyjątkowy z kilku powodów: łączy Kostrzyn, przez Gorzów Wielkopolski z Trójmiastem przejeżdżając przez niezelektryfikowaną linię kolejową, którą wybudowano jeszcze w czasach zaborów. Trakt ten w zamyśle łączyć miał najkrótszą drogą Berlin z Królewcem. Poprowadzono go pięknymi terenami. Po drugie skład ten zdążył się dorobić bardzo niechlubnej opinii z kilku powodów. Jakich? Dowiecie się z niniejszego tekstu.
Szczypta historii
Koncepcja budowy linii, która połączyć miała Berlin z Królewcem sięga 1842 r. Miała ona funkcjonować w ramach sieci Pruskich Kolei Wschodnich (Ostbahn). Podróż między stolicą Cesarstwa a peryferyjną prowincją zajmowała wtedy dużo czasu i wymagała objazdu przez Poznań. Do pracy przystąpiono w 1846 r. i po pięciu latach gotowy był odcinek z Krzyża do Piły. Następnie w latach 1871-1873 powstaje odcinek Piła – Chojnice – Starogard Gdański – Tczew. Ostatnie z miast (znane wtedy jako Dirschau) stało się ważnym węzłem – tutaj trasa rozgałęziała się w kierunku Gdańska, Malborka i Bydgoszczy. Od Malborka linia wiodła przez Elbląg i Braniewo do Königsbergu.
Po II wojnie światowej znaczna część linii znalazła się w graniach Polski. Odcinek od Kostrzyna do Tczewa został oznaczony jako linia kolejowa nr 203 i wpisana do rejestru jako strategicznie ważna. Mimo to, przez wiele lat była nieco zaniedbywana. Nigdy nie zdecydowano się chociażby na jej elektryfikację, choć snuto takie plany. Także i dzisiaj pomysł pociągnięcia drutu nad torami powraca regularnie. Zgodnie z obecnymi założeniami ma się to stać dopiero po 2023 r. Ma to szczególnie duże znaczenie w kontekście wojewódzkiego Gorzowa Wielkopolskiego, który znajduje się na trasie, a wciąż obsługa tego miasta jest delikatnie mówiąc daleka od ideału. Wszystko tłumaczone jest przede wszystkim ograniczeniami w dostępności potrzebnego spalinowego taboru.
Nigdy nie zdecydowano się na odbudową albo dobudowanie brakujących odcinków drugiego toru. Jednotorowy pozostaje wciąż ponad 100-km odcinek z Gutowca do Piły Głównej i krótki fragment w Gorzowie. Cała linia liczy łącznie 342 km (włączając w to także trasę od Kostrzyna do granicy państwa).
W 2009 r. odbyła się modernizacja linii między Piłą a Kostrzynem. Udało się wtedy uzyskać parametry pozwalające na rozwinięcie całkiem przyzwoitych prędkości: 120 km/h dla szynobusów i 70 km/h dla pociągów towarowych. W 2016 r. wyremontowano estakadę w Gorzowie Wielkopolskim.
Łyżka dziegciu
Od końca 2016 r. wprowadzono pierwszy po wielu latach pociąg pospieszny, którego trasę wyznaczono właśnie po legendarnym Ostbahnie. TLK „Kociewie” kursował z Gdyni Głównej do Gorzowa Wielkopolskiego. Składał się z dwóch wagonów klasy drugiej prowadzonych przez lokomotywę spalinową serii 754 zwaną powszechnie „Nurkiem”. Często jednak dochodziło do defektów, co prowadziło do odwoływania pociągu lub wprowadzania tzw. ZKA, czyli zastępczej komunikacji autobusowej. Prawdziwą zmorą były też ogromne opóźnienia (często ponad 100 min.). Skład notował jedną z najgorszych punktualności w całej polskiej sieci kolejowej. Doszło do tego, że sprawą interesować zaczęły się media. Założono nawet – funkcjonującą do dziś – stronę na Facebooku – „Gdzie jest TLK Kociewie”.
Także rozkład jazdy był mało atrakcyjny zwłaszcza między z Gdynią do Gorzowem. Wtedy przewidziano długie postoje w Pile i Krzyżu, gdzie następowały przejścia wagonów i lokomotyw. W efekcie jazda trwała ponad 6,5 godziny (przy czym w odwrotnej relacji było to ok. 5 godzin).
Po licznych skandalach wywoływanych przytoczonymi wyżej problemami w następnym rocznym rozkładzie jazdy, PKP Intercity zdecydowało się przetrasować pociąg. Odtąd jest prowadzony przez Piłę, Bydgoszcz i Tczew. W pierwszym okresie nie rozwiązywało to jednak problemów opóźnień, bo organizator założył nierealne wręcz obiegi składów. Sytuacja unormowała się dopiero w kolejnych latach.
Po przetrasowaniu „Kociewia” postanowiono jednak utrzymać obsługę linii 203 przez pociągi pospieszne. Na trasie pojawił się się TLK „Bory Tucholskie”. Jestem też pewien, że w przeszłości kursował pociąg o takiej samej nazwie. Prawdopodobnie w latach ’90 można nim było sezonowo przez Brodnicę, Grudziądz, Tucholę, Chojnice i Szczecinek dostać się z Warszawy albo Łodzi do Kołobrzegu. Zgodnie z informacjami, jakie znalazłem gdzieś w Internecie w 2009 r. pociąg o takim „imieniu” jeździł między Lublinem a Kołobrzegiem.
Dzisiaj „Bory Tucholskie” składają się z dwóch lub trzech wagonów (przeważnie jeden bezprzedziałowy klasy drugiej i jedna lub dwie „zdeklasowane” jedynki), które prowadzone są przez lokomotywę SU4210. Ta – nie rozwija zawrotnych prędkości (maksymalna to 80 km/h). Pociąg – mimo, że mógłby jechać dużo szybciej, na co pozwalają parametry linii, którymi kursuje (między 100-160 km/h) – w efekcie dość się wlecze. Na długość przejazdu wpływa także 30 min. postój w Tczewie, gdzie dochodzi do zmiany czoła. Całość trasy z Kostrzyna do Gdyni TLK pokonuje włącznie z postojami w 6 godzin i 10 min. W drugą stronę to aż 6 godzin i 50 min.
Przez Pojezierze Pomorskie
Przejazd TLK „Bory Tucholskie” na całej trasie, to bez wątpienia zadanie dla cierpliwych i dla mikoli. Dużo szybciej (czasem nawet o ponad godzinę) można dostać się z Kostrzyna do Trójmiasta przez Poznań. Dlatego pewnie skład na wielu odcinkach jedzie pustawy, a pasażerowie wymieniają się często, podróżując między położonymi na trasie stacjami. Nie jest ich jednak za dużo. Podczas mojego przejazdu najwięcej osób wsiadło bądź wysiadło w Gorzowie Wielkopolskim (także Wschodnim), Krzyżu, Chojnicach i Starogardzie Gdańskim. Od tej ostatniej stacji aż do Trójmiasta pociąg jechał w pełni wypełniony.
Trasa przejazdu jest niezwykle interesująca. Przede wszystkim zaczynamy w Kostrzynie. Miasto to dysponuje jednym z dwóch polskich dworców, które mają dwa poziomy: niższy obsługuje linie zelektryfikowane, wyższy – bez trakcji elektrycznej. Niestety zdjęć nie udało mi się zrobić, bo przesiadałem się w biegu. Za to już dalej – podróż jest bardzo przyjemna: wiedzie aż do samego Gorzowa Wielkopolskiego wzdłuż Warty.
Po minięciu Gorzowa linia prowadzi przez rzadziej zamieszkane tereny Pojezierza Pomorskiego. Nim pociąg dojedzie do większego węzła w Krzyżu zatrzyma się jeszcze Strzelce Krajeńskie Wschód i Nowe Drezdenko. Do kolejnej stacji węzłowej w Pile Głównej minie Wieleń i Trzciankę. Z wymienionych miasteczek tylko w Strzelcach Krajeńskich postawał niedawno dworzec modułowy. W pozostałych – można podziwiać starą kolejową architekturę: budynki są proste, funkcjonalne, z częściami mieszkalnymi i poczekalnią z kasami (dzisiaj przeważnie nieczynnymi). Wykonano je przeważnie z ciemnej cegły. Wiele z nich zachowało jednak unikalny, zabytkowy charakter.
Interesujący jest odcinek między Piłą a Chojnicami. Tutaj linia jest jednotorowa i ciągle czuć stary klimat kolei, jaki pamiętam z dzieciństwa. Wiele stacji ma kształtowe semafory, w wielu miejscach ciągną się też charakterystyczne pordzewiałe linki, za pomocą których sterowano rozjazdami. Przy tych ostatnich wciąż znajdują się charakterystyczne słupki i dźwignie. Nim linia wjedzie na Kaszuby i w Bory Tucholskie, pociąg zatrzyma się jeszcze w Krajence, Złotowie i Lipce Krajeńskiej.
Przez Kaszuby
Od Chojnic pociąg wjeżdża już na Kaszuby. Tutaj trasa zaczyna wieść przez serce Borów Tucholskich. Jeszcze przed Czerskiem mija się niezwykłe miejsce, gdzie przyroda pokazała jakimi siłami dysponuje. To Rytel. Tutaj w nocy z 10 na 11 sierpnia 2017 przeszła potężna nawałnica, która pozbawiła życia kilkoro ludzi (w tym harcerki) i dokonała ogromnych zniszczeń. Jej skutki są widoczne do dzisiaj.
Niezelektryfiokwany dwutorowy odcinek za Czerskiem wiedzie przez urokliwe miejscowości miasteczka takie jak: Łąg, Czarna Woda i Kaliska.
Ostatnim większym powiatowym miastem przed Tczewem jest Starogard Gdański.
TLK „Bory Tucholskie” do Tczewa dociera kilka minut po godz. 20. Tutaj przewidziano w rozkładzie dłuższy postój, podczas którego następuje zmiana czoła. Lokomotywa obiega skład i po ponownym podłączeniu rusza w kierunku Trójmiasta. Na dalszej trasie nie ma już żadnych postojów. Kolejna stacja to Gdańsk Główny. Na terenie aglomeracji skład zatrzyma się jeszcze we Wrzeszczu, Oliwie i w Sopocie. Co ciekawe, odcinek ten ma najlepsze parametry jezdne, jednak ze względu na ograniczone możliwości lokomotywy pociąg pokonuje go w 25 min! To tyle, ile tą trasą jeździło się przed jej wielką modernizacją.
Przejazd „Borami Tucholskimi” to swego rodzaju gratka. Trzeba się uzbroić w cierpliwość i liczyć, że mogą spotkać najrozmaitsze przygody. Ale to jednak niezwykła przyjemność. Dla mnie osobiście, to przywołanie wspomnień z dzieciństwa. Uważam się za umiarkowanego fana kolei, chociaż ze względu na tradycje rodzinne, mam do tego środka transportu olbrzymi sentyment. Dlatego z przyjemnością przejechałem tę niezwykłą trasę. W grudniu – jak co roku nastąpi zmiana rozkładu jazdy. Czy TLK „Bory Tucholskie” zostanie utrzymany? Czas pokaże.
Przeczytaj także:
- Koleją do Łagowa;
- Kolejowy Międzyrzecz;
- Zapomniane oblicza Gniewu: czyli o promie i kolei;
- Krótki filmik z przejazdu linią kolejową 203 można zobaczyć na moim Instagramie.