Wellington to najbardziej na południe wysunięta stolica na świecie. Ma niejedną nazwę (obok oficjalnej, funkcjonują jeszcze maoryskie i zwyczajowe – m.in. Welliwood odnosząca się do rozwijającego się tutaj biznesu filmowego, szczególnie popularnego po sukcesie Władcy pierścieni). Miasto jest też na pierwszym miejscu pod… względem prędkości wiatru, którego średnia roczna wynosi tutaj aż 27 km/h. To tylko kilka z osobliwości tego nowozelandzkiego ośrodka. Nade wszystko to jednak wciągająca i interesująca metropolia, którą warto odwiedzić podróżując po Kraju Długiej Białej Chmury.

Żywioł wody
Woda to jeden z najważniejszych żywiołów związanych z Wellington. Położenie nad zatoką, która oddziela miasto od Cieśniny Cooka, było jeszcze za czasów pierwszych rdzennych mieszkańców znaczącym atutem. Stąd zresztą dwie z trzech maoryskich nazw miasta: Te Whanga-nui-a-Tara, czyli Wielki Port Tara albo Te Upoko-o-te-Ika-a-Māui wywodzące się z legendy o bożku Māui, który miał tutaj łowić ryby. Także współczesne miano nadane już przez osadników, nawiązuje do obecności morza: Portowa Stolica. Oficjalna nazwa upamiętnia z kolei Arthura Wellesley’a, księcia Wellington. Zwyciężył on Napoleona w bitwie pod Waterloo.

Wellington nie stało się stolicą przez przypadek albo przez tradycję. Europejskie osadnictwo na tym terenie sięga 1839 r., kiedy pierwsi przybysze założyli osiedle Petone na brzegu rzeki Hutt. Funkcje administracyjne powierzono miastu w 1865 r. Wcześniej, centrum władzy w kraju znajdowało się w Auckland. Na ten krok zdecydowano się ze względu niebezpieczeństwo oddzielenia się od kolonii Wyspy Południowej, na której odnaleziono w tym czasie złoża złota. Atutem był rozwijający się tutaj port i położenie niemal dokładnie w środku kraju. Początek historii stolicy był jednak skromny: populacja liczyła ok. 5 tys. osób, brakowało budynków administracyjnych.
Dla miasta dostęp do morza był jak okno na świat. Początkowo to dzięki portowi utrzymywano kontakt ze światem. Jego doki rozwijano przez dziesięciolecia. Dzisiaj tereny poprzemysłowe i wiele zabytkowych budynków zostało teraz zaadoptowanych do celów publicznych. Tereny wzdłuż wybrzeża stały się przyjemnym obszarem spacerowym i rekreacyjnym.

Warto także zdać sobie sprawę jak – krok po kroku – odbierano morzu kolejne tereny. Dzisiaj, w miejscu zwanym Central Business District (CBD), gdzie stoją liczne wieżowce jeszcze niecałe 200 lat temu sięgała linia brzegowa.

Skarbiec
Najważniejszym i jednym z najpopularniejszych muzeum w kraju jest Museum of New Zealand Te Papa Tangarewa. Z języka maoryskiego Te Papa Tangarewa oznacza skarbiec. Jego otwarcie odbyło się 14 lutego 1998 r. Nie był to jednak projekt nowy. Bezpośrednim przodkiem dzisiejszej placówki było Muzeum Kolonialne ufundowane jeszcze w 1865 r. przez Sir Jamesa Hectora. Nim znalazło się w obecnej lokalizacji najpierw doszło do połączenia dwóch innych placówek: Narodowej Galerii Sztuki i Dominion Museum. Plany budowy sięgają z kolei 1992 r.

Lokalizacja jest bardzo interesująca. Wybrano bowiem dawne tereny portowe. Aby jednak móc budować w tym konkretnym miejscu należało unieść z fundamentów stojący do dzisiaj w bezpośrednim sąsiedztwie 5-gwiazdkowy hotel. Stało się tak dzięki pracy inżynierów. Budynek podniesiono i za pomocą specjalnych wózków szynowych przesunięto o 200 m!
Sama siedziba Te Papa kosztowała 300 mln dolarów nowozelandzkich. Ma ona 36 tys. m2 powierzchni. Podstawową ideą, jaka przyświecała autorom jest pokazanie bikulturowości Nowej Zelandii, którą zamieszkują potomkowie Europejczyków i rdzenni Maorysi. Realizacja tego założenia wynika zresztą wprost z założeń Traktatu z Waitangi.

Ekspozycje obejmują zatem dzieła sztuki zachodniej – szczególnie malarskie. Wyjątkowe są te, w których obecne są wątki kolonialne. W moim odczuciu najciekawsze obrazy przedstawiały rdzennych mieszkańców, którzy ubrani są w stroje europejskie. Ich niesamowite tatuaże na twarzach ciekawie kontrastują z brytyjskim szykiem i typowym dla Starego Kontynentu sposobu portretowania.

Ale nie brakuje też artefaktów związanych z kulturą maoryską. Szczególne miejsce zajmują te dzieła, które wiążą się z sacrum i życiem na morzu – tak szczególnie ważnymi dla pierwotnych plemion zamieszkujących wyspy.

Interesująca wydaje się też wystawa dotycząca imigracji. Nowa Zelandia, jako kraj kolonialny, którego gospodarka i kultura opiera się w dużej mierze o przybyszów, szczególną wagę przywiązuje do tej części swojej tożsamości. Wśród opowieści o paszportach i polityce migracyjnej kraju jest też dużo oryginalnych historii. Wśród nich Polonicum: opowieść o dzieciach, które przybyły jako uchodźcy w ostatniej fazie II wojny światowej.

Miasto i morze
Nieco mniejsze, ale równie ciekawe co Skarbiec, jest Muzeum Wellington (Museum of City & Sea). Znajduje się w budynku należącym wcześniej do Wellington Harbour Board (Rady Portu Wellington). Stąd w jednym pomieszczeniu można zobaczyć salę obrad.

Obiekt, w którym mieści się placówka powstał w 1892 r. na Queens Wharf. Poprzednikiem obecnie działającej instytucji było Wellington Martime Museum, które założono w 1972 r. Dostępne w muzeum ekspozycje są bardzo interesująco i przyjemnie przygotowane. Wiele ma charakter interaktywny.

Dodatkowo znajduje się także sala na ekspozycje czasowe. Ja akurat trafiłem na świat Barbie. Film o słynnej lalce był akurat wtedy grany w kinach i zapanowała na niego wielka moda. Mimo początkowego mojego dystansu, wystawa okazała się bardzo interesująca i wciągająca.

Żywioł ziemi
Wellington położone jest na aktywnym tektonicznie uskoku, który biegnie niemal przez samo centrum miasta. Większe trzęsienia ziemi nawiedziły tutejsze – jeszcze wtedy słabo zurbanizowane tereny – w XIX w. Szczególnie potężne okazało się to, do którego doszło w 1855 r.: miało siłę 8,5 stopni w skali Richtera! To jak dotąd nowozelandzki rekord. Ziemia drży tutaj jednak regularnie, co sprawia nieraz kłopot mieszkańcom, a od architektów wymaga szczególnie przemyślanych rozwiązań.
Perypetie związane z ochroną przeciwwstrząsową ma za sobą kompleks budynków Parlamentu (Ngā whare Paremata). Pierwszy obiekt rządowy wybudowano jeszcze w XIX w. zaraz po przeniesieniu do Wellington stolicy. Niestety, w 1907 r. został strawiony przez pożar, z którego ostała się tylko Biblioteka z 1899 r.

Odbudowa po pożodze była konieczna. W jej wyniku w 1922 r. powstał stojący do dzisiaj budynek w neoklasycznym stylu edwardiańskim. Postawiono go w oparciu o projekt rządowego architekta Johna Campella. Początek prac miał miejsce w 1914 r.

W 1915 r. w bezpośredniej okolicy Parlamentu postawiono pomnik Richarda Seddona. To postać wyjątkowo ważna dla Nowej Zelandii. Pełnił on funkcję premiera nieprzerwanie przez 13 lat, aż do chwili nagłej śmierci w trakcie służby (1906 r.). Tak długi okres sprawowania tej funkcji stanowi jak dotąd niepobity rekord w tym kraju.

W latach ’80 ubiegłego wieku zaczęto zastanawiać się, czy stary budynek jest wystarczająco zabezpieczony przeciwko trzęsieniom ziemi. Pojawił się nawet pomysł jego wyburzenia! Udało się go jednak ocalić także dzięki działalności licznych aktywistów. W 1991 r. parlamentarzystów przeniesiono do stojącego opodal 22-piętrowego drapacza chmur zwanego Bowen House. Rząd wynajmował go aż do 2000 r. Z kolei stary Parlament umacniano przez 4 lata i w 1995 r. uroczyście otwarzyła go Elżbieta II.

Ul i Katedra Wellington
Niezależnie od umacniania starego Parlamentu trzeba było odpowiedzieć na rosnące potrzeby administracji. W latach ’60 zdecydowano się na budowę nowego budynku według projektu Basila Spence’a, który został uszczegółowiony przez Fergusa Shepparda. Beehive (po maorysku: Te Whare Mīere, a po polsku Ul) stawiano przez blisko 12 lat: od 1969 do 1981 (chociaż oficjalnej inauguracji znów dokonała króla angielska w 1977 r.). Obiekt przypomina dom pszczeli (stąd nazwa) ze względu na kształt i fasadę. Ma 9 pięter (na najwyższym mieści się gabinet premiera), 72 m średnicy i użyto do niego 20 ton miedzianych, ręcznie łączonych i giętych prętów.

W miejscu, gdzie dzisiaj stoi Ul, w początkach miasta postawiono pierwszy drewniany kościół. Nie przetrwał on jednak pożaru 1907 r. Potem, ze względu na strach przed trzęsieniami ziemi szukano innej lokalizacji.
Główny anglikański kościół Wellington i siedziba biskupstwa Nowej Zelandii i Polinezji nosi wezwanie Św. Pawła. Historia budowania tej świątyni jest nadzwyczaj długa. Plany powstały bowiem już w latach ’30 ubiegłego wieku, ale ich realizację pokrzyżował Wielki Kryzys. Stawianie budynku rozpoczęto zatem dopiero w 1954 r., a ukończono 34 lata później. Projektantem był Cecil Wood.

Katedra Św. Pawła nie jest budowlą szczególnie imponującą. Utrzymana w stylu modernistycznym, zahaczającym o brutalizm, ma ostrą i kanciastą bryłę i uderzający w oczy brudnopomarańczowy kolor fasady. Ciekawe jest za to wyposażenie, gdzie szczególną uwagę zwraca ołtarz z 1990 r. oraz kaplica, w której upamiętnia się ofiary wojen. Jest to także jedyny w Nowej Zelandii kościół z czynną dzwonnicą.

Dużo starszy i bardziej interesujący jest kościół zw. Old St. Paul’s. Powstał w 1866 r. jako prekatedra i funkcję tę pełnił blisko 100 lat! Wybudowano go z inicjatywy biskupa George’a Selwyna na szczycie klifu, który ówcześnie był w tym miejscu. Szybko okazało się, że drewniana konstrukcja jest dość niestabilna zwłaszcza w obliczu wiatrów. Szybko dokonano przebudowy, potem kolejnej i jeszcze kilku. Dzisiaj obiekt swoje istnienie zawdzięcza temu, że w 1967 r. zakupił go rząd nowozelandzki. W przeciwnym razie zostałby pewnie rozebrany, a teren przejęliby deweloperzy…

CBD, czyli Central Business District
Z żywiołem ziemi łączy się w różny sposób kilka ciekawych budynków Centralnej Dzielnicy Biznesowej, której angielski skrót może też niektórym kojarzyć się z czymś innym… Tak czy siak, warto się tutaj pokręcić i odwiedzić choćby Public Trust Builiding. Obiekt ten powstał w 1908 r. i jest jedynym zbudowanym z nowozelandzkiego granitu z Tonga Bay, jaki przetrwał do naszych czasów. Na rogu ulicy, przy której stoi znajduje się też interesująca rzeźba Rūaumoko autorstwa Ralpha Hōtere i Mary McFarlane. Tytuł to imię maoryskiego boga trzęsień ziemi i wulkanów. Instalacja zrobiona jest z fragmentów budynku dawnego Państwowego Towarzystwa Ubezpieczeń Przeciwpożarowych, który rozebrano w 1980 r.

Zainteresowanie może wzbudzić też Old Bank Arcade. To właściwie cztery połączone obiekty, które powstawały między 1883 a 1904 r., według projektu Thomasa Turnbulla.

Mnie szczególnie zafascynował wieżowiec The Prudential Assecurance. Budowano go w latach 1934-1935, w 10 lat po powstaniu towarzystwa ubezpieczeniowego. Jest to doskonały i fascynujący przykład art déco. Zaprojektowany został przez lokalnych architektów z zespołu Gray Young Morton and Young. Co ciekawe, w latach ’90 o mało go nie zniszczono, ale wysiłkiem społeczności udało się ten zabytek ocalić. W drodze kompromisu dobudowano jednak 4 piętra apartamentów.

Oko przykuwa także New Zealand Academy of Fine Arts. Pierwotnie powstała jako siedziba Wellington Art Society (1892 r.). Założycielami tego stowarzyszenia byli dwaj malarze: William Beetham i Charles Decimus Barraud.

Żywioł powietrza
Jak wspomniałem we wstępie Wellington jest najbardziej wietrzną stolicą świata. Wiatr wieje tutaj ze średnią roczną prędkością 27 km/h, stąd nazwy: Wietrzne Miasto lub Wietrzna Stolica. Dzięki temu jest to także miasto wiodące prym pod względem czystości powietrza na świecie. Ale jest to także pewna udręka, bo porywy często są bardzo silne i w zasadzie nie ma dnia, kiedy panuje względny spokój. Rzadko kiedy z kolei mieszkańcom dokuczają upały. Co ciekawe, szerokość geograficzna południowa (41o), na której położone jest miasto, odpowiada analogicznej szerokości północnej dla miast takich Rzym czy Salt Lake City.
Doskonała jakość powietrza i piękne położenie skłaniają do spędzania czasu na spacerach po licznych terenach zielonych. Miasto jest bowiem rozległe. Ze względu na ograniczenie z jednej strony przez morze z drugiej przez wzgórza powstał rozbudowany system przedmieść. Z kolei naturalne ukształtowanie zostało wykorzystane do ustanowienia parków. Jednym z takich obszarów jest Kelburn. To dzielnica z licznymi niewysokimi budynkami mieszkalnymi i pięknym ogrodem botanicznym. Aby się tutaj dostać, warto skorzystać z jednej z najbardziej fotogenicznych atrakcji miasta: Wellington Cable Car.

Linia ma 628 m długości, przechodzi przez 3 tunele i 3 wiadukty. Łączy pięć stacji (od dołu): Lambton Quay Terminal, Clifton, Talavera, Salamanca, Kelburn Terminal. Szerokość toru wynosi 1000 mm. Poruszają się równocześnie dwa wagony, które ruszają jednocześnie z dwóch krańców linii. Na trasie przewidziano jedną mijankę. Maksymalna prędkość osiągana na szlaku to 18 km/h, a w jednym pojeździe może podróżować do 100 osób. Właścicielem kolejki jest Wellington Cable Car Ltd., wcześniej także właściciel sieci trolejbusowej, którą ostatecznie zlikwidowano w mieście w 2017 r.

Kolejkę zaprojektował pod koniec XIX w. James Fulton. Jej budowa rozpoczęła się w 1899 r., a uroczyste otwarcie odbyło się 22 lutego 1902 r. W okresie świetności korzystali z niej mieszkańcy Kelburn oraz studenci, którzy uczyli się w pobliskim uniwersytecie. Linia kilka razy przechodziła mniejsze i większe kryzysy, kilka razy ją także zamykano z powodów bezpieczeństwa. Ostatecznie w pierwszej dekadzie XXI w. przeszła kolejny duży remont i stała się atrakcją turystyczną i wizytówką miasta. W 2000 r. otwarto na górnej stacji Muzeum, które 6 lat później rozbudowano.

Wśród przyrody
Do wyjściu na górnej stacji kolejki warto udać się na spacer po Wellington Botanic Garden ki Paekākā. To ogromny ogród botaniczny, który obejmuje pagórkowaty obszar 25 hektarów. Na jego terenie przez ponad 100 lat powstawały różne ciekawe obiekty. Niektóre rejony zostały uformowane w sposób sztuczny, poprzez zasypywanie wąwozów. Tak stało się np. z miejscem, gdzie dzisiaj znajduje się boisko do gry.

Zaraz po wyjściu z Muzeum Kolejki Wellington przespacerować się można do Domain Observatory. To obiekt powstały w 1924 r. Pełni dzisiaj funkcję publicznego muzeum i planetarium. Na jego wyposażeniu znajduje się m.in. zabytkowy, ale wciąż działający 934-calowy teleskop Cooka.

Opodal, na tym samy wzgórzu, stoi armata zw. Krupp Gun. Wyprodukowano ją w Prusach pod koniec XIX w. Do Nowej Zelandii trafiła jako trofeum zdobyte przez nowozelandzkich żołnierzy 28 września 1918 r. na froncie I wojny światowej.

Ogrody Botaniczne Wellington
W samych Ogrodach Botanicznych znaleźć można wiele ciekawych miejsc. Idąc od Cable Car pierw mija się Ogród Australijski. Liczne okazy roślin nasadzono tutaj na przełomie XIX i XX w. Flora jest tutaj nieraz bardzo oryginalna: nawet zimną kolorów nie brakuje. Spotkać także można papugi.

Bardzo oryginalny jest także ogród sukulentów i kaktusów.

Jedynym oryginalnym zbiornikiem wodnym, który zasilają do dzisiaj struemienie Pukatea i Piptea jest Staw Kaczek (Duck Pond).

Najbardziej popularnym miejscem jest jednak tzw. Begonia House i jego otoczenie. Z jednej strony to ogromny ogród różany noszący imię burmistrzyni Wellington, która w połowie XX w. przeznaczyła niemałe prywatne środki na budowę szklarni i fontannę, która się w niej znajduje. Lady Norwood Rose Garden ma 110 różanych klombów, które muszą zachwycać w sezonie kwitnienia tych wonnych roślin. W szklarniach, które otwarto w 1960 r. (były wtedy największymi tego typu obiektami na półkuli południowej) podziwiać można z kolei niezwykłe rośliny egzotyczne: storczyki, dzbaneczniki, palmy bananowców i wiele, wiele innych.

Otoczenie Begonia House (a szczególnie trawnik i plac z tyłu) to popularne miejsce na różne uroczystości. W jednym ze skrzydeł działa mała kawiarnia, w której duży ruch panuje przez cały rok.
W Ogrodach Botanicznych mnóstwo jest pięknych zadbanych alejek, licznych ławeczek i uroczej małej architektury (m.in. Fairy Garden, plac zabaw). W wielu miejscach natknąć się też można na oryginalne rzeźby i instalacje przestrzenne.

Oryginalnym budynkiem jest The Treehouse. Powstał on w 1991 r. we współpracy z WWF. Do 2010 r. była tutaj zresztą siedziba krajowego oddziału tej organizacji. Dzisiaj mieści się sklepik z pamiątkami, kawiarnia, biura i centrum edukacji przyrodniczej. Poniżej zachowały się kolei ceglane budynki będące w przeszłości stajniami.

Po wyjściu z Ogrodów Botanicznych warto pokręcić się po spokojnej dzielnicy Kelburn. Stoją tutaj nieliczne budynki jednorodzinne, panuje cisza i spokój.

Po okolicznych wzgórzach wyznaczono sporo ścieżek spacerowych prowadzących do kilku punktów widokowych, skąd roztaczają się sielankowe widoki na położone nad zatoką miasto.

Przeczytaj także:
- praktyczne wskazówki jak zwiedzać Wellington? Proszę bardzo, przeczytasz o nich tutaj;
- zastanawiasz się gdzie nocować w Wellington? Polecam TRYP by Wyndham Wellington;
- aby wjechać do Nowej Zelandii trzeba uzyskać autoryzację. Przeczytasz o tym w moim przewodniku;
- z głębi Wyspy Północnej do Wellington wiedzie droga krajowa nr 1. Przejechałem jej fragment, zatrzymując się w kilku ciekawych miejscach.
2 Pingbacks